Kiedy mężczyzna odszedł, usiadła z
powrotem na krzesełku i ukryła twarz w dłoniach. Keller usiadł
obok, kładąc dłoń na jej plecach.
- Ala...
- Zostaw mnie. - Głos jej się załamał.
- Ciii... - Przygarnął ją do siebie i oparł głowę na jej głowie. - Wiesz, że nigdy nie uratujemy wszystkich.
- Ciebie naprawdę... - Urwała, kiedy spojrzała w jego oczy. - Wiem. - Przytaknęła. Chciała zarzucić mu, że to, co dzisiaj przeżyli, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, ale wyraz jego tęczówek mówił zupełnie coś innego.
- Chodźmy stąd. - Podniósł się. - Odwiozę cię do domu. - Objął ją ramieniem, prowadząc przez korytarz.
- Odzywałeś się do Beaty? - Zapytała, kiedy znaleźli się w samochodzie.
- Co? Nie... Cholera. Zupełnie zapomniałem przez to wszystko. Będzie wściekła, co? - Spojrzał na nią kątem oka, przekręcając jednocześnie kluczyk w stacyjce.
- Zrozumie. Nie będzie jeszcze spać. - Odwróciła wzrok w stronę okna.
- Ala...
- Zostaw mnie. - Głos jej się załamał.
- Ciii... - Przygarnął ją do siebie i oparł głowę na jej głowie. - Wiesz, że nigdy nie uratujemy wszystkich.
- Ciebie naprawdę... - Urwała, kiedy spojrzała w jego oczy. - Wiem. - Przytaknęła. Chciała zarzucić mu, że to, co dzisiaj przeżyli, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia, ale wyraz jego tęczówek mówił zupełnie coś innego.
- Chodźmy stąd. - Podniósł się. - Odwiozę cię do domu. - Objął ją ramieniem, prowadząc przez korytarz.
- Odzywałeś się do Beaty? - Zapytała, kiedy znaleźli się w samochodzie.
- Co? Nie... Cholera. Zupełnie zapomniałem przez to wszystko. Będzie wściekła, co? - Spojrzał na nią kątem oka, przekręcając jednocześnie kluczyk w stacyjce.
- Zrozumie. Nie będzie jeszcze spać. - Odwróciła wzrok w stronę okna.
***
- Ala. Czy ty wiesz która jest godzi... - Kiedy tylko otworzyła drzwi, jej młodsza siostra stała na schodach z ręką założoną na rękę. Urwała, zauważając wchodzącego za Alicją Kellera. - Miałeś być chyba kilka godzin temu? Znowu?
- Wiem. Chodź, porozmawiamy. - Podszedł ku niej i kładąc dłoń na jej biodrze, chciał pójść z nią na górę.
- ... - Westchnęła, kierując się w końcu w stronę swojego pokoju. - Przyjechałeś teraz z Alicją. Byliście razem?
- Tak... - Przytaknął, siadając na łóżku dziewczyny.
- ... - Patrzyła na niego wzrokiem, który mówił, iż oczekuje dłuższych wyjaśnień.
- Wychodziliśmy właśnie z uczelni, kiedy potrącił tego chłopaka. Próbowaliśmy go ratować, potem pojechaliśmy do szpitala... Czekaliśmy aż skończy się operacja.
- Co? - Zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć cokolwiek z jego chaotycznej relacji. - Maks...
- No i umarł. - Wzruszył ramionami, odwracając wzrok.
- Maks... - Usiadła obok i położyła dłoń na jego ramieniu. - To tylko zupełnie obcy człowiek... Wiesz, że u nas tak będzie zawsze.
- Wiem. - Przytaknął. Przecież jeszcze chwilę temu dokładnie to samo próbował wmówić Ali. - Nie ważne, mów co u ciebie?
- Mówiłam ci ostatnio, że kazała mi poprawić wypracowanie, nie? I dalej się czepia. Dobrze wie, że tego nie lubię, że to mi się nie przyda. Mogłaby mi to zaliczyć... Już nie mogę patrzeć na tego całego Judyma... Majka miała mi pomóc, ale ciągle pracuje... Maks! - Podniosła głos, zwracając na siebie uwagę chłopaka. - W ogóle mnie nie słuchasz. Przez cały dzień nie napisałeś nawet głupiego sms'a! Teraz przyszedłeś, po co?! Może wcale nie powinieneś tu być?!
- Może masz rację. - Podniósł się i bez ani jednego słowa więcej, wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Nie miał ani siły, ani ochoty zastanawiać się nad słowami, reakcją dziewczyny. Był zmęczony całym tym dniem. Chciał się już tylko położyć i zasnąć. Idąc korytarzem, zatrzymał się nagle, kiedy zdał sobie sprawę, że skądś dochodzi cichy płacz. Pchnął delikatnie uchylone drzwi tuż obok i zobaczył starszą z sióstr wtulającą się w poduszkę i starającą się zapanować nad łzami spływającymi po jej policzkach.
- Ala... - bez wahania podszedł i siadając na brzegu łóżka, zagarnął dziewczynę w swoje ramiona.
- To głupie, nie? - Wyszeptała, wtulając się w jego ciało.
- Niee... - Pogładził jej włosy. Po chwili odsunął ją od siebie. - Idź spać, jutro rano mamy zajęcia. I spróbuj o tym wszystkim już nie myśleć. I... - zawahał się jeszcze, stojąc już w drzwiach – nie obwiniaj siebie.